safe me 哥哥

  Disian lubił deszcz. Czuł, że gdy świat płacze, on także może. Gdy padało, przestawał być tak samotny w swoich emocjach. Czasem wychodził wtedy z domu, tylko po to, by stanąć pod niebem i poczuć na sobie każdą jedną kroplę moczącą jego skórę, włosy i ubrania. Woda gasiła szalejący w nim ogień. Uspokajała napędzający go gniew. Koiła, nieśmiało otulając go chłodnym płaszczem. Nigdy nie potrafił wytłumaczyć nikomu, cóż takiego jest w tej pogodzie. Chyba sam nie do końca rozumiał, dlaczego wpływa na niego w ten sposób. Wiedział jedynie, że kryje się w tym coś magicznego. Jego mama też uśmiechała się do deszczu. Gdy pozwalał mu po sobie spływać czuł się tak, jakby wciąż przy nim była i cichutko szeptała, że już wszystko w porządku. Wtedy życie bolało troszkę mniej. Wtedy nie dusił się swoim własnym oddechem. I kropelka po kropelce odnajdywał coś, co nazywał harmonią.
— Hej, młody, chcesz się przeziębić? — usłyszał za sobą dobrze znany głos, a zaraz po tym poczuł, jak ktoś zakłada mu na głowę kaptur. Odwrócił się w stronę przyjaciela i gdy tylko to zrobił, ten objął go ramieniem. — Chodź do środka, zanim całkiem przemokniesz.
Powoli, bo Disian szedł wyjątkowo niechętnie, zaprowadził go do siebie. Dom Hirka, nawet na najwyższym piętrze, zawsze pachniał kawą parzoną na parterze, gdzie znajdowała się kawiarnia. To w niej Disian przesiadywał najczęściej, rozmawiając z przyjacielem podczas jego przerw w pracy. Piętro odwiedzał tylko w wyjątkowych sytuacjach. Dzisiejszy dzień był jedną z nich.
Starszy chłopak od razu zauważył, że coś jest nie tak. Ciemnowłosy nie odezwał się dzisiaj słowem, nie wszedł do kawiarni i nie krzyknął z drugiego końca pomieszczenia swojego zamówienia, nie zajął stolika schowanego na uboczu kawiarni i nie położył butów na jego blacie, jak to zwykł zawsze robić. Jedynie stał przed budynkiem, jakby nieobecny. Był wyjątkowo milczący, a w jego oczach płonęło coś niepokojącego. Gdy znalazł się w przedpokoju, świece stojące na półce buchnęły żarem, i gdyby nie refleks Hirka, który w porę je zgasił, prawdopodobnie coś by podpaliły.
Już miał zacząć zadawać pytania, jednak spostrzegł, że z zaciśniętej pięści Disiana spływają krople deszczu zmieszane z krwią. Ujął ostrożnie jego rękę, chcąc dowiedzieć się, czy to coś poważnego. Okazało się, że ściskał w dłoni odłamek rozbitego szkła tak mocno, że jego ostre krawędzie wbiły się w skórę.
— Więc dziś jest rocznica, tak? — zapytał, przypominając sobie, jak dwa lata temu młodszy chłopak przyszedł do niego roztrzęsiony, z odłamkiem szkła wbitym pod okiem. Dokładnie tym odłamkiem, który teraz czarnowłosy ściskał w dłoni.
— Disian, robisz sobie krzywdę. Przestań, proszę.
Na te słowa dłoń chłopaka zacisnęła się jeszcze mocniej.
— Nie rozumiesz — mruknął cicho. — Tylko to mnie powstrzymuje.
Hieronim schylił się nieco, by zrównać ich spojrzenia.
— Młody, spokojnie, ogarniemy to razem. Skup się na oddechu, tak jak cię uczyłem. Jeśli on będzie spokojny, wszystko inne też takie będzie.
Dało się wyraźnie usłyszeć, jak powietrze niespokojnie świszczące w jego nozdrzach powoli cichnie. W końcu spięte ciało czarnowłosego się rozluźniło. Przestał z całych sił zaciskać pięść, a trzymane w niej szkło schował do kieszeni.
— Wiedziałem, że dasz sobie radę — powiedział Hirek, uśmiechając się przy tym ciepło.
Zaprowadził przyjaciela do swojego pokoju, gdzie pozwolił mu przebrać przemoczoną bluzę na jedną ze swoich. Chwilę później Disian siedział już na łóżku z kubkiem gorącej czekolady.
— Wciąż męczy cię to, co się wtedy stało? — zapytał, jednocześnie opatrując poranioną dłoń młodszego chłopaka. Ten zaśmiał się smutno.
— Będę się z tym męczył do końca mojego jebanego życia. Za każdym razem, gdy patrzę w lustro, przypominam sobie ten dzień — mruknął popijając gorący napój, który wcale go nie parzył, a jedynie rozgrzewał w przyjemny sposób. Jego moce, choć niszczycielskie, niosły ze sobą ten jeden mały plus.
Opatrunek zrobiony przez Hirka nie był idealny i z pewnością Disian samemu zrobiłby go lepiej, nawet, jeśli miał do dyspozycji tylko jedną rękę. Ale miło było poczuć czyjąś troskę wyrażoną w ten sposób. I choć przyjaciel nie był w stanie w pełni zrozumieć, przez co przechodzi, zawdzięczał mu tak wiele. Nie miał pojęcia, gdzie by teraz był, gdyby nie Hieronim.
— Dwa lata temu byłem zbyt przerażony, by cokolwiek czuć — ciągnął dalej. — Rok temu było mi tak cholernie przykro. Ale dzisiaj... dzisiaj nie potrafię płakać, nie czuję już tej rozpaczy, co wtedy, rozumiesz? Jestem pełny złości, jestem tak kurwa wściekły, że spaliłbym go żywcem za wszystko, co nam zrobił.
Nagle u podnóża łóżka buchnęły płomienie prawie tak wysokie, jak sam Disian. Hirek w mgnieniu oka sięgnął po swoją różdżkę i zniknęły szybciej niż się pojawiły, pozostawiając po sobie jedynie zwęgloną podłogę.
— Przepraszam — szepnął cicho, kuląc się w rogu. — Nic ci nie zrobiłem?
Starszy chłopak opuścił podwinięte wcześniej rękawy, zasłaniając poparzoną skórę.
 — Nic mi nie jest — uśmiechnął się ciepło. Ponownie machnął różdżką, tym razem po to, by naprawić zniszczenia wywołane przez płomienie. — Widzisz, nic złego się nie stało. Nikt nawet nie zauważy, że coś tu zaszło.
Mimo wszystko Disian wciąż zdawał się być roztrzęsiony. Siedział z podwiniętymi kolanami jak nigdy i patrzył w fioletowe oczy przyjaciela rozżalonym, przepraszającym spojrzeniem. W tym stanie wyglądał tak bezbronnie i niewinne, zupełnie jakby nie był tą samą osobą, która przed chwilą niechcąco wywołała pożar.
— Młody, spokojnie, już wszystko dobrze — zapewnił go Hirek. Poparzona skóra piekła go niesamowicie, a rękaw, którym ją zakrył wzmacniał to uczucie, jednak w żaden sposób nie dało się po nim poznać, że coś mu dolega. Odstawił pusty już kubek po czekoladzie Disiana, po czym przytulił do siebie czarnowłosego.
— Cholernie cię przepraszam, 哥哥 (gēgē)* — mruknął w jego ramię. — Nie panuję nad tym.
— Właściwie to... Chyba już wiem, dlaczego nie radzisz sobie z tą mocą.
Disian momentalnie wyswobodził się z uścisku i zaskoczony spojrzał na przyjaciela.
— To wygląda, jakby ogień był przedłużeniem twoich emocji. Tłumisz je, więc narastają i wybuchają. Więc jeśli uda ci się je kontrolować, będziesz mógł uzależnić ogień od swojej woli.
— Naprawdę tak myślisz?
Hirek przytaknął.
— Znam się trochę na magii. Twój przypadek jest co prawda czymś nowym, ale to nie znaczy, że nie jestem w stanie go rozgryźć. Twoje zachowanie prawie że idealnie oddaje książkowe uzależnienie magii od emocji, więc to może być to. Ogień rośnie, gdy jesteś zły, prawda?
— Chyba można tak powiedzieć — wzruszył lekko ramionami.
— Pomogę ci się tego nauczyć, jeśli będziesz chciał. Ale nie teraz — stwierdził, wyciągając z szuflady dwa pady do konsoli. — Teraz potrzebujesz się zrelaksować.

*哥哥 (gēgē) — chiński zwrot używany w stosunku do starszego brata

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Why?

To wszystko dzięki Gosi

Archiwum

Szukaj na tym blogu

Obsługiwane przez usługę Blogger.